sobota, 9 lutego 2013

2. To nie była niczyja wina...

        |Vanessa|
Obudziły mnie dźwięki dobiegające z mojego telefonu. Spojrzałam na niego:
"10 nieodebranych połączeń od: Lily".
Oddzwoniłam.
-Ty wiesz, która jest godzina?-zapytałam zaspanym głosem.
-Tak. Dochodzi 12. Nie uwierzysz co się stało!- dziewczyna była w euforii.
-Oświeć mnie.
-Odpisali mi!
-Co?!-zarwałam się  z łóżka.-Jak to?! Co napisali?!
-Przychodź tu szybko to się dowiesz.-Powiedziała Lily i rozłączyła się.
Zrobiłam to, co mi poleciła. !0 minut później byłam już pod jej domem. Zanim zdążyłam nacisnąć dzwonek, Lily wciągnęła mnie do środka. Poleciałyśmy do jej pokoju. W mailu pisało, że zaintrygowała ich nasza propozycja i że zgadzają się na wszystkie stawiane warunki. Ręce nam się trzęsły. Piszczałyśmy i skakałyśmy ze szczęścia. Z trudem udało nam się napisać odpowiedź ze scenariuszem.
-Co się tutaj dzieje?- w progu stanęła mam Lily.
-Dzień dobry pani Lopez!- powiedziałam.
-Dzień dobry Vanesso, dzień dobry. Możecie mi powiedzieć co się stało?
-Nic takiego mamo. Dowiesz się w swoim czasie.-LL objęła ramieniem swoją rodzicielkę.
-Ok, ale przestańcie skakać, bo zaraz spadniecie do salonu!-zażartowała i wróciła do swoich zajęć.
-To co robimy?-spytałam.
-Nie wiem.-wzruszyła ramionami.
-Błagam Cię! Chodźmy gdzieś! Gdziekolwiek!-szarpałam jej rękaw.
-Cooo?! Ty chcesz gdzieś iść?!- szczęka odpadła jej aż do ziemi.
Nie przesadzaj! Przecież ja nie siedzę tylko przed komputerem. Też czasem wychodzę.-oburzyłam się.
-Taaak.... Jak się Ciebie siłą wyciągnie z domu.
-Oj tam. Szczegół.- zaśmiałyśmy się.
-Dobra. Dzisiaj mam dobry humor. Gdzie chcesz iść?
-Jej! Chodźmy po tamta dwójkę i chodźmy na basen!
-Uhhh... Ty leć po strój, a ja do nich napiszę i spotkamy się tutaj za 20 minut.
-Ołkej.- powiedziałam i już mnie nie było.
W domu wrzuciłam do torby ręcznik, krem z filtrem i butelkę wody. Pierwszy raz w te wakacje mogłam założyć swój śliczny malinowy strój kąpielowy. Do basenu miałyśmy kawałek drogi, więc na strój zarzuciłam luźną, szarą koszulkę i luźne, koralowe spodenki. Włosy spięłam w luźnego koczka. O wyznaczonym czasie czekałam pod furtką. Nie musiałam długo stać bezczynnie, ponieważ moje przyjaciółki przyszły dosyć szybko. Ruszyłyśmy w stronę basenu. Gdy tam dotarłyśmy, rozłożyłyśmy się i rozpoczęłyśmy kąpiel słoneczną.Lily i Ginny nie potrafiły wytrzymać chwili leżąc plackiem za słońcu, więc pobiegły popływać.
-Co rysujesz?-spytałam Rosalie, która jak zwykle kreśliła coś w swoim szkicowniku.
-Nic takiego.-odrzekła.
-No pokaż!-próbowałam wyrwać jej zeszyt.
-Nie! Jeszcze nie skończyłam!
-No proszę Cię. Tylko zerknę.-nie dawałam za wygraną.
-Zepsujesz niespodziankę.
-Dobra. Niech Ci będzie.-położyłam się na swój ręcznik z okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Mój od dawna wyczekiwany relaks nie potrwał jednak długo. Przerwało go uczucie czegoś zimnego na moim ciele. Jak się okazało, pomysłowa Ginny wylała na mnie wiadro lodowatej wody. Dziewczyny śmiały się jak oszalałe, a mnie wcale do śmiechu nie było.
-Mayer!-krzyknęłam.-Już po tobie!
Rozpoczęłyśmy szalony pościg po całym basenie. Kiedy byłyśmy zaraz obok boiska do siatkówki...

      |Ginny|
Oberwałam czymś w głowę. Upadłam. Lily, Rose i Vanessa zaraz do mnie podbiegły. Po chwili pojawił się tez jakiś chłopak. Kojarzyłam go ze szkoły, jednak nie wiedziałam jak się nazywa.
-Nic Ci nie jest?-spytał nachylając się nade mną.
-Nie, w porządku. Ał. Moja głowa.-złapałam się za bolące miejsce.
-Bardzo Cię boli? Naprawdę przepraszam. Może zawieźć Cię do szpitala?
-Nie, chyba...

      |Rosalie| 
-Ginny! Ginny! Obudź się!- lekko szturchałam dziewczynę, która zemdlała, ze łzami w oczach. - Coś ty jej zrobił?
-Ja naprawdę przepraszam. Jedziemy do szpitala!- zarządził i wziął szatynkę na ręce.
-Niby czym?-pytała Lily.
-Mam samochód.-oznajmił.
Pozbieraliśmy nasze rzeczy i poszliśmy do samochodu. Van i Lily trzymały Ginny na tylnym siedzeniu. Ja usiadłam z przodu. podróż nie trwała długo. Gdy dojechaliśmy na miejsce, wytłumaczyliśmy pielęgniarce co się stało. Zabrali dziewczynę na prześwietlenie. pozostało nam jedynie czekać. Usiedliśmy w poczekalni.
-Myślicie, że wszystko będzie okej?-zapytała Vanessa, po ponad półgodzinnym milczeniu.
-Miejmy nadzieję...-odpowiedziała Lily.
-To moja wina...-rzekł chłopak oparty o okno.
-Nie da się ukryć...-powiedziałam za co Van skarciła mnie wzrokiem.
-Ja naprawdę nie chciałem. Nie widziałem jej. Po co ja tak mocno serwowałem?-bił się w czoło.
-Przestań.-podeszła do niego Nessa i położyła rękę na jego ramieniu.-Nie powinieneś się o to obwiniać. To nie była niczyja wina.-spojrzała na nas.-Takie rzeczy się zdarzają.
Chłopak uderzył się ręką w głowę.
-Z tego wszystkiego nawet się nie przedstawiłem. Jestem Jerome.- podał rękę niebieskowłosej.
-Miło mi, Vanessa.-uśmiechnęła się szeroko.-To są Lily i Rosalie. A tamta trzecia to Ginny.
-Macie śliczne imiona.-uśmiechnął się i popatrzył na nas wszystkie, jednak jego wzrok zatrzymał się na mnie. Speszyłam się.
-Dzięki. Twoje też.- powiedziałam ze spuszczoną głową.
Wciąż czułam, jak jego błękitne oczy błądzą po moim ciele. Dziwnie się czułam  wt tej sytuacji. Przystojny jest, nie powiem. Jasno brązowe włosy miał zaczesane do góry, przez co można było zobaczyć kolczyk w lewej brwi. Zaczerwieniłam się. W tym momencie przyszedł lekarz. Wszyscy zerwaliśmy się na równe nogi i podeszliśmy do niego.
-Panie doktorze, co z nią?-zapytała Lily.
-jej stan jest stabilny. Ma tylko niewielkiego guzka. Nic poważnego, ale zostawimy ją na obserwacji na kilka dni.-odrzekł starszy pan.- Możecie do niej iść. Tylko uważajcie.
-Oczywiście. Dziękujemy.- powiedziałam.
Równym krokiem szliśmy w stronę pokoju, gdzie leżała Ginny.
-Hej kochana. Jak się czujesz?-zapytała spokojnym głosem Vanessa.
-Wiesz jakiego stracha nam narobiłaś?!-powiedziała Lily po czym wszyscy się zaśmialiśmy.
-Dobrze się czuję. Nie wiem po co chcą mnie jeszcze tutaj trzymać.
-Nie martw się. Potrzymają kilka dni i Cię wypuszczą. To tylko i włącznie dla twojego dobra.-powiedział szatyn.-A tak w ogóle to jestem Jerome.
-Ginny.
-Resztę dnia spędziliśmy w szpitalu. Cały czas był z nami Jerome. Szczerze mówiąc to całkiem spoko z niego koleś.
-Przepraszam, ale czas odwiedzin już minął. Muszę państwa poprosić o wyjście.-powiedziała pielęgniarka, wchodząc do pokoju.
Każda z nas ucałowała Ginny, a Jerome mocno ja przytulił. Pożegnaliśmy się, życzyliśmy dobrej nocy i wyszliśmy.
-Chodźcie, podrzucę Was.-zaproponował chłopak, otwierając drzwiczki samochodu.
Dzięki, ale nie trzeba.-rzekła szybko Lily.
-Ale ja nalegam.- otworzył drzwi szerzej i ruchem ręki zaprosił nas do środka.
Bez protestowania wsiadłyśmy. Najpierw do domów odstawiłyśmy Lily i Vanessę, ponieważ ich były najbliżej. W pojeździe zostaliśmy tylko ja i on. Panowała niezręczna cisza.
-Hej Rose. Mogłabyś wyciągnąć spod siedzenia wodę. Byłbym Ci bardzo wdzięczny.-powiedział Jerome, gdy dojechaliśmy pod mój dom.
-Jasne. Potrzymaj.-podałam mu moją torbę i sięgnęłam po butelkę.
-Proszę.-wymieniliśmy się przedmiotami.
-Dziękuję.-powiedział.
-To ja dziękuję. Nie tylko za to, że mnie odwiozłeś, ale ogólnie za cały dzień; za to wszystko co zrobiłeś.-posłałam mu ciepły uśmiech.
-Nie musisz dziękować.-odwzajemnił go.
Pożegnałam się i poszłam do domu.
Gdy wyciągałam rzeczy z torby, zauważyłam małą, różową karteczkę. Był tam napisany numer telefonu i jedyne sześć liter, które układały się w wyraz "J e r o m e". Ręce mi zadrżały. Chwilę się wahałam, ale później wbiłam ten numer do telefonu. Zastanawiałam się co napisać. Po kilku minutach wymysśiłam, że napiszę:
"Dzięki za podwózkę ;)"
Nie jest to jakieś genialne, ale lepiej napisać cokolwiek niż nic. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
"Bałem się, że tego nie znajdziesz...Ufff. Nie ma sprawy. To była dla mnie przyjemność odwieźć Cię do domu milady. ^^" 
"Mnie również niesamowicie uradowało to zdarzenie milordzie"
Nie za słodko? Aj tam Nieważne :P.
Włączyłam Skypa. Oczywiście jak zwykle Vanessa była dostępna. Chwilę później pojawiła się Lily. Zarobiłyśmy konferencję. Ja wciąż smsowałam.
-Co się stało?- spytała Nessa.
-Czy musiało się coś stać, żeby do was zadzwonić?
-TAK!-odpowiedziałam.
-No dobra.-głośno wciągnęła powietrze do płuc.-JEDZIEMY DO LONDYNU!
-CO?!-krzyknęłyśmy razem z niebieskowłosą.-Jak to?!
-Dostałam maila, że ten scenariusz jest niesamowity i że to ja JA mam wyreżyserować ten teledysk. Mam też, zgodnie z umową, wziąć osoby, które chce, aby w nim zagrały.-rzekła spokojnie, po czym wszystkie zaczęłyśmy się cieszyć jak oszalałe.
Usłyszałam głos pani Payson.
-Mamo! Jedziemy do Londynu!!!  Będziemy w teledysku!!!- darła się Van.
Jej mama przyjęła tę wiadomość z takim entuzjazmem jak my.
Chciałam napisać do Jeroma o tym, ale uznałam, że dowie się wtedy kiedy Ginny, dlatego powiedziałam mu, żeby przyjechał o 12 do szpitala.
-Z kim ty tak piszesz?-spytała Lily.
-Skąd wiesz, że z kimś pisze?
-Bo słyszę twój dźwięk wiadomości geniuszu.- zaśmiała się.
-A z nikim takim.
-Założę się, że z nowo poznaną osobą.-powiedziała Vanessa.
-Skąd wiesz?-rzekłam bez namysłu.
-A zgadłam|! HAHA Jestę jasnowidzę! Wiedziałam, że między wami iskrzy.
-Iskrzy? Proszę Cię. Czy już nie można sobie normalnie popisać ze znajomym?
-Ja wiem swoje, ty wiesz swoje.-ucięła.

_____________________________________________
Hej! Przepraszam, że tak późno dodaje, ale trochę zajęło mi przepisanie tego wszystkiego tutaj. Mam nadzieję, że spodoba Wam się ten rozdział ;). Proszę komentujcie i dodawajcie się do obserwatorów ;) Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to piszcie w komentarzach. Follow me: @NicolettaM13 i @NMS_1D :D Jeśli lubicie One Direction to proszę kliknijcie "like" na  http://www.facebook.com/pages/We-need-One-Direction-in-Poland/527219170651046   będę wam za to bardzo wdzięczna :*** zapraszam też na drugie opowiadanie: http://your-action-speak-louder.blogspot.com/ :3
LOVE! :***

poniedziałek, 4 lutego 2013

1. Krok w przyszłość


Radzę przed rozpoczęciem czytania zajrzeć do zakładki "Heroes" ;)



-Wyślij to! Wyślij szybko!- krzyczała Vanessa stojąc nade mną.
-I tak nie odpiszą, więc po co?- powiedziałam.
-Oj przestań! Dlaczego jesteś taką pesymistką? Trzeba myśleć pozytywnie! Na pewno ich tym zaciekawisz.
-Dooobra. Wysłane. Może wysłać jeszcze kilka?
-Dawaj! Wtedy na pewno któryś zobaczą.
-Mogłabyś przestać krzyczeć? Proszę.- rzekłam spokojnie.
-Tak może być?- szepnęła, żeby mnie wkurzyć.
-Uważaj Van, bo oberwiesz!- ostrzegłam.
-Pfff... Nie boję się Ciebie. Weź lepiej trochę to pozmieniaj, bo jeszcze wezmą to za spam.- zaśmiała się.
-Ty się nie śmiej! To by było dobre. My tu z niecierpliwością czekamy na odpowiedź, a to leży w spamie...
-Haha. No widzisz. Jestę geniuszę!
-Wysłałam trzy. Teraz tylko czekać aż ci idioci to zobaczą.- rzekłam odrywając się od komputera.
-O ile w ogóle sprawdzają skrzynkę...
-Ooo.. Czyżbyś miała teraz jakieś wątpliwości?
-Jaa? A w życiu! Tak tylko powiedziałam.
-Dobra dobra. To idziemy? Głupio byłoby spóźnić się w ostatni dzień szkoły.
-Oj przepraszam. Ja się nigdy nie spóźniam. Tylko...
-Tylko zawsze!- zaśmiałam się i powędrowałam do wyjścia.
-Hej, ja robię tylko efektowne wejścia!- przyjaciółka biegła za mną i również się śmiała.
-Ale dzisiaj takiego nie zrobimy.- przestrzegłam ją.
-W ostatni dzień w szkole? Serio?- pytała załamana.
-Myślałam, że nie chcesz zmarnować tego, że wstałaś taaak wcześnie o 7:30 i musiałaś przejść taaaki kawał z sąsiedniego domu.- przedrzeźniałam Vanessę.
-Ej! Ja wcale tak nie mówię!- oburzyła się i przeskoczyłyśmy próg domu.
Zaraz za nim słońce zaczęło przyjemnie ogrzewać nasze ramiona. Van miała na sobie obcisłą, białą bokserkę z dużym dekoltem i krótką, czarną spódniczkę. Na stopach miała czarne baletki, a jej niebieskie włosy swobodnie opadały na plecy. Na szyi zawiesiła długi wisiorek z misiem. Wyglądała... słodko. Ja również założyłam białą bokserkę, ale miałam czarne spodnie i czerwone szpilki na platformie. Nie dość, że jestem wysoka, to przez te buty biedna Nessa wyglądała przy mnie z jej wzrostem jak małe dziecko. Panowała prawdziwie letnia pogoda. Delikatny wiaterek owiewał nasze ciała, zmniejszając uczucie gorąca. Wolnym krokiem zmierzałyśmy w stronę szkoły. Już ostatni raz w naszym życiu. Po drodze zgarnęłyśmy Ginny i Rosalie. Pierwsza z nich (jak na wzorową uczennicę przystało) miała białą bluzkę z kołnierzykiem i czarną spódniczkę przed kolano. Rose ubrana była w czerwoną, zwiewną sukienkę, wiązaną na szyi.
Dotarłyśmy pod bramę. Na parkingu było pełno samochodów. Uroczystość trwała około godzinę. Stanęłyśmy w progu. Chwyciłyśmy się za ręce i wykonałyśmy wspólnie jeden, wielki krok. Krok w przyszłość.
-Nareszcie wolność!- krzyknęła Rosalie.
-To jest pierwszy dzień reszty naszego życia...
-A ta jak zwykle poetycko.- pokręciła głową Vanessa.- Za dużo tych książek Ginny.
-Ja przynajmniej umiem czytać.- zmrużyła oczy Ginny.
-Ja też umiem, ale nuty.- wystawiła język niebiesko-włosa .
-Wy umiecie robić coś innego niż tylko się kłócić?- spojrzałam na przyjaciółki. -Nie odpowiadajcie.
W momencie wszystkie buchnęłyśmy śmiechem. Szłyśmy centrum naszego miasta. Mijaliśmy praktycznie samych uczniów ubranych na galowo. Postanowiłyśmy, że pójdziemy na "pierwsze wakacyjne lody". Nasz wybór padł na lodziarnię "Cinnamon". Z tym miejscem związanych jest tyle wspomnień... To tutaj pierwszy raz się spotkałyśmy. Było to na spotkaniu zapoznawczym. Ginny prawie w ogóle nie zamykała się buzia. Po pewnym czasie ośmieliła mnie i Rosalie. Najtrudniej było z Vanessą. Ona jest raczej nieśmiała w kontaktach z obcymi. Jednak w końcu przeciągnęłyśmy ja na naszą stronę. Od tego czasu jesteśmy nierozłączne i tworzymy zgrany zespół.

____________________________________

Hej! :* Dzięki mojej kochanej inspiracji- Sabinie:* postanowiłam zacząć pisać kolejnego bloga tym razem z opowiadaniem o Room 94 ^^ Jest to dopiero pierwszy rozdział, ale mam nadzieję, że wam się spodoba :3 Zachęcam do komentowania i dodawania się do obserwatorów ;) jeśli chcecie byc informowani o nowych rozdziałach to zostawiajcie swoje tt w komentarzach ;) follow me: @NicolettaM13 i @NMS_1D ^^
LOVE! :****